Panele elektryczne, które posiadam zaspokajają moje zapotrzebowanie na energię. Niestety konstrukcja elektroniki wyklucza, żeby działały one samodzielnie bez dostępu do sieci energetycznej zasilanej z elektrowni. Zakładam, że wymuszenie tylko takich rozwiązań zapewnić ma klientów sieciom energetycznym. A co będzie, jeśli sieci te ulegną awarii ? Lub jeśli elektrownie zostaną zniszczone w wyniku działań wojennych ?. Wtedy z paneli nie da się nawet podczas dnia i pełnego oświetlenia korzystać, czy tak ? Jak to ma sens ?
Rozwiązania z gromadzeniem energii podtrzymującej napięcie sieci np. w akumulatorach odpadają. Nie potrafimy gromadzić efektywnie energii. A czy można zastosować w takim przypadku agregat prądotwórczy ? Agregat taki musiałby posiadać elektronikę uruchamiającą go automatycznie w przypadku zakłóceń w dostawach prądu z sieci. To wydaje się do zrobienia.
Jednak paliwa płynnego do takich agregatów nie wolno łatwo gromadzić np. w kanistrach na benzynę. Motywem są rzekomo względy bezpieczeństwa, choć kwestia bezpieczeństwa mus dać się rozwiązać technicznie. Załóżmy, że nam się to udało.
Wtedy pojawia się nowy problem. Dzisiejsze paliwo posiada dodatki biologiczne powodujące, że już po okresie dwóch miesięcy traci ono swoje własności.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że ktoś celowo zadbał o to, żeby lokalne rozwiązania zasilania energię bez zależności od sieci energetycznych lub centralnie narzucanych cen, czy to przez elektrownie, czy stacje benzynowe nie były w ogóle możliwe. Jeśli to prawda taka "dbałość" o własny biznes narusza nie tylko zasady niezależności, lecz dramatycznie niweczy narodowe bezpieczeństwo w przypadku wojny. Po ataku na centra dystrybucji energii okaże się, że z lokalnie dobrze działających paneli słonecznych, które technicznie byłyby zdolne zapewnić decentralnie energię nie da się skorzystać.
Czy w tych rozważaniach nie popełniłem błędu ?
Ktoś zechciałby wskazać mi praktyczne rozwiązanie w zakresie mocy 2 - 10 kW ?
Autor
